Stek z polędwicy wołowej z pieczarkami i sosem z sera z niebieską pleśnią … Szczerze? Pleśń w tytułach potraw osobiście mnie zawsze odstraszała. Jeśli z Wami jest podobnie – niepotrzebnie. Potrawy wzbogacane dodatkiem sera z niebieską pleśnią zyskują na aromacie i kompletnie nie posiadają smaku surowego sera, za którym ja osobiście nie przepadam. Ale dania z jego dodatkiem – wow 🙂
Kolejna sprawa to steki i wołowina, której (pomimo tego, że jest zdrowym i chudym mięsem) unikałam jak ognia. Ale zachęcona sukcesami smakowymi potraw z przepisów samego Gordona Ramsay’a postanowiłam i tutaj się przełamać. I nie żałuję! Jak zwykle wszystko wyszło wyśmienite. Obiad iście świąteczny, więc polecam na nadchodzące Święta Bożego Narodzenia.
Jeszcze kwestia wysmażenia steków. Kogokolwiek nie pytam, każdy z bliskich mi osób mówi, że woli wysmażone (pomimo, że nie jadł i nie próbował). Po prostu wszyscy się boją krwi na talerzu. I nie dziwię się, bo ja też. Ale interesując się tą tematyką bardziej, niż kiedykolwiek, usłyszałam niedawno z ust samego Michel Morana (przy okazji smażenia akurat łososia), że mięso bardziej różowe w środku – nie jest surowe, lecz soczyste. Oczywiście pomijam tutaj skrajny przypadek krwistego wysmażenia. Dodatkowo oglądałam program Pascala, w którym pokazywał jak smażyć steki z polędwicy w różnych stopniach wysmażenia i ostatni stopień, czyli dobrze wysmażony (well done) nazwał po prostu “podeszwą od buta” 🙂
To mnie utwierdziło w przekonaniu, że na pewno nie zrobię “podeszwy od buta” (dzięki Pascal 🙂 ), zważywszy że w swoim życiu wiele razy jadałam mięsa przegotowane, wysuszone i przez to twarde (bowiem wszyscy wokół gotują i smażą mięso, aż zszarzeje z przegotowania 🙂 ). Dlatego wybrałam opcję średnio-wysmażony i taką Wam polecam. Mięso było naprawdę soczyste, mięciutkie. Bardzo przyjemnie je się jadło. Nic czerwonego nie wypływało ze środka, więc wszyscy byli bardzo zadowoleni. Do tego wyjątkowy sos z pieczarkami, którego smak całkowicie odbiega od znanych mi sosów… No danie zdecydowanie do powtórki! A, że akurat zakupiliśmy cały kilogram polędwicy, więc na drugi dzień powtórka z obiadu, na którą już się nie mogę doczekać 🙂
Składniki:
(4-5 porcji)
- 4-5 steków z polędwicy wołowej (u mnie po ok. 120 g każdy i 2 cm grubości)
- 1 łyżka masła
- 1 łyżka oleju do smażenia
- sól, pieprz
- sznurek wędliniarski (opcjonalnie)
Składniki sosu:
- 2 łyżki oleju rzepakowego
- 280 g pieczarek oczyszczonych i pokrojonych w plasterki
- 1 ząbek czosnku
- 1 gałązka tymianku (tylko listki)
- 150 ml białego wytrawnego vermouth’u lub wytrawnego sherry
- 1 łyżka octu balsamicznego
- 150 ml bulionu wołowego
- 50 g sera Stilton lub innego z niebieską pleśnią
- 2 łyżki śmietany kremówki
- garść posiekanej natki pietruszki
Przygotowanie:
Steki powinny mieć temperaturę pokojową. Należy je odpowiednio wcześniej wyciągnąć z lodówki (np. 1 godzinę wcześniej).
Na patelni rozgrzać 2 łyżki oleju, wrzucić pieczarki, obrany i zmiażdżony czosnek oraz listki tymianku. Smażyć 5 minut.
Wlać vermouth, zagotować i zredukować do uzyskania konsystencji syropu.
Dodać ocet balsamiczny, wymieszać, chwilę zredukować.
Wlać bulion, zagotować i zredukować całość o połowę (ok. 5 minut).
Umyte i dobrze osuszone plastry steków związać sznurkiem wędliniarskim po obwodzie*. Dzięki temu utrzymają swoją strukturę na patelni i “nie rozjadą się”.
Przyprawić solą i pieprzem tylko z jednej strony**. Docisnąć przyprawy.
Rozgrzać dobrze patelnię z olejem. Gdy olej zacznie się lekko dymić (ważne, aby patelnia była bardzo dobrze rozgrzana) ułożyć steki przyprawioną stroną do dołu. Docisnąć, aby cała powierzchnia dobrze przylegała do patelni.
Smażyć z jednej strony 2 minuty dla steku krwistego, 3 minuty dla średnio-wysmażonego (nasz wybór) lub 4 minuty dla uzyskania “podeszwy od buta” 🙂 (u Gordona preferuje się bardziej krwiste mięso, dlatego Gordon zaleca smażyć od 1,5 – 2,5 minut z jednej strony. Ja wybrałam bardziej odpowiednią dla nas wersję, polecaną przez Pascala).
Przed upływem wybranego czasu posolić i popieprzyć górę steków, następnie je obrócić. W połowie czasu smażenia na drugiej stronie, dodać łyżkę masła i gdy się rozpuści, polewać cały czas wszystkie steki od góry, aż do końca.
Usmażone steki wyciągnąć na talerz, polać każdego łyżką sosu z patelni, na której się smażyły i koniecznie pozwolić im odpocząć ok. 5 minut.
Resztę sosu ze smażenia dolać do sosu z pieczarkami.
W tym czasie do gorącego sosu z pieczarkami dodać dwie łyżki śmietany, pokruszony ser Stilton (lub inny z niebieską pleśnią) i posiekaną natkę pietruszki. Mieszać, aż do rozpuszczenia.
Steki wyłożyć na talerze, dodać sos pieczarkowy. Ja podałam w towarzystwie puree z ziemniaków i sałatki z surowego brokuła.
* O tym Gordon nie wspomina w swojej książce. Ale ja skorzystałam akurat z pomysłu Pascala i uważam, że świetnie ten pomysł się sprawdził w przypadku bardzo delikatniej polędwicy
** Spotkałam się ze szkołą, aby steki solić dopiero po usmażeniu, bo posolone tracą soczystość. Ale, po pierwsze Gordon – jako mój niewątpliwie wielki autorytet kulinarny – przyprawia i solą i pieprzem, po drugie Pascal wspominał, że sól posypana na stronę steka, na której zaczniemy smażenie, sprawia, że uzyskujemy z tej strony lekko chrupiącą skórkę i dopiero przed odwróceniem na drugą stronę przyprawiamy drugą stronę (i tak właśnie zrobiłam), a po trzecie Gordon prezentuje technikę polewania masłem smażonych potraw, które dodatkowo nawilża smażone kawałki. Więc suma sumarum, połączyłam wersje Gordona i Pascala i uważam, że sprawdziła się znakomicie 🙂
Wygląda przepysznie!